Robred Robred
2150
BLOG

J. J. Cale (przegląd płyt)

Robred Robred Kultura Obserwuj notkę 6

Nie wiem, jak to  się stało, ale przegapiłem śmierć jednego z moich ulubionych muzyków - J. J. Cale.

J. J. Cale odszedł bez rozgłosu, tak jak nie było głośno o nim za życia i jak raczej nieznana była jego twórczość i jego niezwykła muzyka.

J. J. Cale zmarł na zawał serca w piątek 26 lipca tego roku o godzinie 20:00 w  Scripps Hospital w La Jolla w Kalifornii.

Wielka szkoda.

Utwory komponowane przez Cale'a to takie subtelne, minimalistyczne i krótkie piosenki, zagrane przy akompaniamencie gitary i kilku innych instrumentów.

Zagrane zawsze jakby od niechcenia, jakby to były szkice, a nie gotowe dzieła, niemniej te króciótkie piosenki (2-3 minuty) potrafią opowiedzieć więcej niż utwory kilkukrotnie dłuższe innych muzyków.

J.J. Cale czasami mruczy, czasami też jakby od niechcenia śpiewa, nawet ponoć jego styl nazywany był niefrasobliwym, co moim zdanie bardzo dobrze oddaje co można na jego  płytach usłyszeć.

Tak jak śpiewał tak grał, swobodnie, na luzie, tak jakby od niechcenia, ale wcale nie na odwal się.

Co zaś grał - ano taki fantastyczny koktail złożony z bluesa, folku, popu, rockabilly, country, a nawet jazzu.

Z każdego stylu coś po trochu - efekt niepowtarzalny i nie do podrobienia.

Znakomita, niewymuszona, relaksacyjna muzyka, bo za taką zawsze uważałem muzykę J.J. Cale'a.

Odszedł jeden z największych muzyków XX wieku, nie waham się go tak określić.

 

 

 

Naturally (1972)

Już pierwsza płyta Cale'a zdefiniowała jego styl całą twórczość. W zasadzie, gdy usłyszymy pierwszą piosenkę na tej płycie, a jest nią "Call Me the Breeze", to tak jakbyśmy już poznali to co będzie grał przez następne prawie 40 lat. Po tym żwawym kawałku otrzymujemy  z reguły utwory utzrymane w średnim tempie i melancholijne ballady. Tak właśnie, taka swojego rodzaju melancholia przeważa na tym albumie. Na tej płycie nie ma słabych kompozycji, są albo bardzo dobre albo genialne jak choćby "Magnolia". Nie można nie wspomnieć, iż gdzieś pod koniec znajdziemy "After Midnight", piosenka napisana przez Cale'a, ale wydana na singlu w 1970 r. przez Erica Claptona. To dzięki sukcesowi tej piosenki w wykonaniu Claptona, ktoś w końcu zaufał Cale'owi i pozwolił wydać mu płytę. Tak więc poniekąd ojcem chrzerstnym tej płyty jest Eric Clapton.
Tak czy owak, "Naturally" to znakomita płyta, olśniewający debiut.

 

 

Really (1973)

Nie ma to jak pójść za ciosem i tak też zrobił Cale. Po wydaniu świetnej poprzedniczki, nagrał kolejną płytę. Może nie jest ona tak równa i świetna, niemniej J.J. Cale utrzymuje naprawdę wysoki poziom.  Zresztą ogólnie ma się wrażenie, jakby "Naturally" się nie zakończyła, bo przecież takie kawałki jak zaczynający płytę "Lies" czy "I'll Kiss The World Goodbye" mogłby się znaleźć na pierwszej płycie.
Żadnych nowości, ale to cecha J.J. Cale'a, która ja bardzo ceniE, jest niezmienny i odporny na wszystko co się dzieje obok niego. Wytworzył własny muzyczny mikroświat i w nim się najlepiej czuje, ku satysfakcji fanów.
Z drugiej stronu czyż nie można zakochać się takich tekstach jak "You get your gun, I'll get mine.. We can do it just one time.. If we live no longer, it won't get no stronger.. Then we'll know who's really right" ("Everything Will Be Alright")?

 

 

Okie (1974)

Płyta kończy się utworem "I Got The Same Old Blues" i właśnie to nam Cale proponuje na tej płycie, choć nie tylko nie unika bowiem również country, czego dowodzi taka sympatyczna piosenka jak "I'll Be There (If You Ever Want Me)" bądź "Precious Memories". Powtarzanie frazesu, że znowu na zachodzie bez zmian, może wydać się nieco nudne, niemniej z pierwszego okresu działalności Cale'a jest to płyta, którą najmniej lubię. Da się wyczuć pewne zmęczenie materiału i popadania w pewnien schematyzm, ale daj Bóg, żeby taki poziom trzymali inni artyści.
Mnie  ten album stosunkowo słabo porusza, choć są na nim takie killery jak "Rock And Roll Records" , "Cajun Moon" czy "Anyway The Wind Blows".
 

 

Troubadour (1976)

To na tej płycie znajduje się jeden z hitów Cale'a, które rozsławil ktoś inny. Tym kimś innym był Eric Clapton, a tym nieśmiertelnym hitem - "Cocaine". Nie jest to jednak jedyny powód, dla którego warto posłuchać tej płyty.
Po chwilowym wahnięciu formy zauważalnym na "Okie" jest wyraźna zwyżka formy. Styl ten sam, ale kompozycje jakby bardziej zróżnicowane i co tu dużo ukrywać lepsze niż na "Okie".
Jednak ten Cale jest nie do podrobienia i nie do zastąpienia.
Naprawdę fajna płyta.
 

Five (1979)

Trochę nierówny to album, ponieważ obok tak fajnych kawałków jak  "Thirteen Days", "Sensitive Kind" , lekko pędzący do przodu  "Friday" bądź taka nieco staroświecka ballada "Katy Kool Lady" są rzeczy marudne i niezbyt udane jak "Lou-Easy-Ann", tchnące banałem "Let's Go To Tahiti" bądź takie niewyraziste ballady jak "Fate Of A Fool" czy też "Mona".
Niemniej nadal ta swoboda, naturalność i bezpretensjonalność jest, jak dotychczas, również mocną stroną i tej płyty.
Ja oceniam ją surowiej i uważam, że jest odrobinę gorsza od czterech jej poprzedniczek, ale przecież nie wszystko co wychodzi spod kompozytorskich palców Cale'a musi być złotem.
  

 

Shades (1981)

Ciąg dalszy tych niezwykłych muzycznych mini - opowieści, tak charakterystycznych dla J.J. Cale'a. Nie ma na tej płycie, czego byśmy nie słyszeli do tej pory.
Nic nowego, ale takie spokojnie płynące balladki jak "Carry On", "Wish I Had Not Said That", "Mama Don't" czy kończący płytę instrumetalny  "Cloudy Day" z piękną partią saksofonu Dennisa Solee urzekają.
Bardzo przyzwoita płyta, godna polecenia.

 

Grasshopper (1982)

Płytę zaczyna jeden z tych countrujących, cale'owych mini opowieści  "City Girls" o nocnych dziewczynach odchodzących o świcie. Każdy kolejny kawałek jest lepszy od poprzedniego. Bardzo równa to płyta. Nie będę rozpisywał się o każdym utworze, ale radzę zwrócić uwagę na partię gitary w "One Step Ahead Of The Blues", jest po prostu znakomita i ten dialog gitary z wokalem - rzecz najprzedniejszej miary. Jest miejsce rónież na melancholijne ballady i jedną z najpiękniejszych z nich w dorobku Cale'a znajdziemy na tej płycie, a jest nią "You Keep Me Hangin' On".
Moim zdaniem, "Grasshopper" to jedna z najlepszych płyt J.J. Cale'a.

 

# 8 (1983)

 Ósemka jest ostatnią płytą klasycznego etapu w twórczości Cale'a, później też będą zdarzały się całkiem niezłe, a nawet dobre płyty, ale już ta magia znana od pierwszego albumu "Naturally" już nie powróci. "Pane Havranek, to se ne wrati...". Trochę szkoda, więc tym bardziej warto wsłuchać się w ten album. Płytę zaczyna "Maoney Talks", jeden z najdłuższych utworów w dorobku, ponad cztery minuty (to nie żart), bardzo śmiały i nowoczesny, brzmiący cokolwiek inaczej niż to co robił dotychczas.
Dlaczego nie stał się tan utwór hitem, nie mam pojęcia, ale tak bywa, że ludzie nie poznają się na nieoszlifowanych diamentach.
To kolejna, bardzo dobra płyta i niezwykle równa. Nie ma niej odstających klasą kompozycji.
Dlaczego Cale zrobił sobie tyle lat przerwy po jej nagraniu, nie wiem, może te plastikowe lata 80-te mu nie odpowiadały.
 

Travel-Log (1990)

 J. J. Cale gra i śpiewa, tak jakby nadal tkwił w pięknych latach 70-tych, a nie w początku dekady lat 90-tych - czasów grunge'u, techno i trip - hopu. Gra swoje, to co zawsze grał, nie przejmując się, że to jest już inna epoka. Poniekąd bardzo anachronicznie brzmi ta płyta, ale mi to nie przeszkadza.
Da się zauważyć, że jednak nie brzmi ta płyta tak dobrze jak płyty sprzed wielkiej przerwy (przypomnę, że poprzednią płytę "# 8"nagrał 7 lat wcześniej).
Nie przekonuję mnie ta płyta w całości, ale ma naprawdę piękne momenty ("Hold On Baby", Lean On me", "Tijuana"). Ogólnie nie zachwyca, ale i tak z przyjemnością można posłuchać.
 

 

 Number 10 (1992)

Nadal J.J. Cale kontynuuje swoje granie od niechcenia i śpiewanie od niechcenia. Nie ma tu jakiś większych niespodzianek, bardzo zachowawcza to płyta, ale nie jest to żaden zarzut, bo dla fanów Cale'a (dla mnie szczególnie) najbardziej zniechęcające jest zmienianie tego co grał dotychczas.
Dla innych wykonawców stanie na upatrzonym gruncie i granie podobnych utworów byłoby porażką, ale nie dla Cale'a.
On jako mistrz mikropowieści, będących muzycznymi szkicami najlepszy jest wtedy, gdy sączy w swoisty dla siebie sposób miksturę bluesa, foika, popu, rockabilly i country, a nawet czasem swingu.
Lepiej niech nie kombinuje i właśnie tak jest na tej płycie, gra swoje i nie kombinuje. Całkiem fajna płyta.
 

Closer To You (1994)

Zawsze miałem problem z tą płytą, bo faktycznie jest to pierwsza płyta Cale'a na której zrezygnował z licznych towarzyszących mu muzyków i niektóre utwory zagrał samodzielnie, wspomagając się elektroniką.
Elektronika i J.J. Cale to brzmi wręcz upiornie dla fana artysty, ale bez przesady nie jest źle, jak było np. u Neila Younga na płycie "Trans".
Niemniej jest to płyta jakby trochę przełamana, utwory w starym stylu jak np. "Long Way Home", "Slower Baby" i countryująca "Rose In The Garden" mieszają się z elektronicznie wzbogaconymi utworem tytułowym czy też "Devil's Nurse".
Gdyby cała płyta była taka jak początek płyty: wspomniany, żywiołowy "Long Way Home" i jej koniec: instrumentalny  "Steve's Song", to byłaby super płyta, a tak jest raczej przeciętnie, wielce przeciętnie.
Jednak ta elektronika nieco mnie drażni.

 

 

 Guitar Man (1996)

 
BYć może ta płyta niewiele się różni od tych, co nagrał w przeszłości, niemniej jest to płyta, na której J.J. Cale gra sam na niemal wszystkich instrumentach, jest także realizatorem dźwięku i producentem. Płyta w zasadzie całkowicie nagradzana samodzielnie. Fajnie się jej słucha, ale nie wnosi wiele w obraz artysty, który już znamy, chociaż ja doceniam odejście od tych syntetyczno - elektronicznych brzmień z poprzedniego albumu. Przyznam, że niezbyt podoba mi się ta płyta. Do dziś się do niej nie przekonałem.

 

Live (2001)

Jedyna płyta na żywo Cale"a, niespecjalnie oszałamia, zważywszy na to, iż nie jest jeden koncert, ale zapis fragmentów różnych koncertów z lat 90-tych, a więc niezbyt zachwycającego okresu w twórczości Cale'a. Ciekawostką są nieco inne wersje jego słynnych utworów np. "After Midnight" i "Magnolii". Warto zapoznać się z tą płytą, zwłaszcza, że udowadnia ona, że Cale potrafi tę magiczną atmosferę ze swoich płyt przenieść na koncert, co nie każdemu się udaje.

 

 

To Tulsa And Back (2004)  

Ostatnią regularną płytę "Guitar Man" wydał w 1996 roku, więc jak łatwo obliczyć przygotowanie muzyki na "To Tulsa And Back" zajęło mu więc aż osiem lat.
Tulsa to takie amerykańskie miasto leżące w Oklahomie, rodzinnym stanie blisko miejsca urodzin Cale’a.
Tytuł płyty zwiastuje taki swoisty powrót do korzeni i rzeczywiście tak jest.
Z reguły są to spokojne, wyciszone ballady jak np. niesamowicie klimatyczna "Homeless" bądź "Another Song" czy taka bujająca, z niewymuszoną partią gitary "Rio". Bardzo urokliwa płyta, świetnie się tej płyty słucha.
Bez wątpienia jest to najlepsza płyta Cale'a od od chyba 20 lat.
Płyta jakby nieco pokryta patyną i jakby trochę staroświecka, ale te cechy dodają jej tylko uroku.

 

 

Road To Escondido (2006)

Nie jest to samodzielna płyta Cale'a, lecz nagrana wspólnie z Erickiem Claptonem. Faktem jest, że Cale zdominował ten album, bo 11 z 14 utworów to jego kompozycje. Tym razem jednak ze względu na obecność Claptona na płycie pojawiają się znane nazwiska takie choćby jak perkusista Steve Jordan, basista Pino Palladino,gitarzyści Albert Lee, Derek Trucks i John Mayer; klawiszowiec Billy Preston.
Płyta do której nastawiałem się jak do jeża, ale muszę przyznać, że choć nie do końca oddaje ona znany już od lat styl Cale'a, to naprawdę jest znakomita.
Nie można jej odpuścić.

 

 

Roll On (2009)

Ostatni album J.J. Cale’a. NIe  ma żadnych zaskoczeń, ani niespodzianek, bo przecież Cale od 40 lat gra tak samo i śpiewa tak samo.
Klimat pozostaje ten sam, atmosfera ta sama co zawsze tej znanej nam niewymuszonej, bezpretensjonalnej swobody.
Szerość przekazu taka sama jak zawsze i ten znany od lat konglomerat bluesa, jazzu, folku i country.
Nie wywołuje we mnie ten album tych muzycznych wzruszeń, co płyty z lat 70 i 80, ale należy docenić konsekwencję artysty i jego swoistą prostototę i szerość przekazu.
Nie przepadam za tą płytą, ale da się jej posłuchać.

-------------------------------------------------------------------------

Pominąłem w tym zestawieniu kompilacje takie jak  "Special Edition" z  1984 r., "Anyway the Wind Blows: The Anthology" z 1997 r., "The Very Best of J.J. Cale" z 1998 r., "Classic JJ Cale" z 2000 r. oraz "Rewind: The Unreleased Recordings" z 2007 r., na którym są odrzuty z sesji z lata 1971 - 1983.
 

Robred
O mnie Robred

Uwaga!!! Pobrane elementy dotyczące street artu, o ile nie dotyczą Warszawy, nie pochodzą od autora strony Information is not knowledge Knowledge is not wisdom Wisdom is not truth Truth is not beauty Beauty is not love Love is not music Music is THE BEST FRANK ZAPPA (Packard Goose) INNI O MNIE "Sam się idź leczyć, gnido" Artemida - Moderna "Jesteś damskim bokserem, towarzyszu" Flamenco "Nieuk aspirujący do grona idiotów" Jakub46 "Jest pan zwykłym chamem" - Samotny Wilk ADH "Bo jesteś zwykłym debilem" - Asmodeus "Za chamskie słownictwo. Blok." - Stary "Pisząc jak bydlak, stajesz się bydlakiem!" Jacek Paweł Jarecki "Zostałeś zbanowany. Akceptuje tu tylko myślących po polsku." malibu "Wycinam zawsze wasze lewackie chamstwo i komentarze ad personam, a nigdy rzeczową duskusję" iustus "Ty i tobie podobni, to nieodrodne dzieci, a może już wnuki i prawnuki stalinowskich pachołków, którzy zatruli polską ziemię po 1945 roku i dalej zatruwają." piotruśpan "Po przeczytaniu uwag osobnikow typu Robred i Wywczas wiem, ze akurat w powyzszym cytacie pisze on prawde, rzeczywiscie ci ludzie nie glosuja ani na PO ani na PiS. Oni glosuja w swoim kraju na Jedna Rosje." melgibson "Zapracowałeś na bana. Czuj się zaszczycony, banuje wyjątkowych kretynów." chinaski "jesteś gnida, i tyle." t-rex "przypadek nieuleczalnego zdebilenia" Kurtyna "Prawdziwym wyzwaniem są dla mnie takie pokręcone indywidua, jak Ty, Robredzie" t-rex "ban za chamstwo" Świt "Trudno. Zasady. Za personalny atak. Blok." Stary "faktycznie, głupi jesteś" Laleczka "na suszarkę z autorem tekstu skoro mu wyprali mózg to niech wyschnie!" Jasiek45 "człowiek o inteligencji szeregowego milicjanta" gość "Mam taki zwyczaj, że jak ktoś nie rozumie dwa razy, to za trzecim razem dostaje lekcje dobrego wychowania i skierowanie do obory. Więc sio mi stąd...!" Gadowski "Wypierdalaj na Onet, szmaciarzu" Zielona Wyspa "Błagam! Usuń tego chwasta" Zielona Wyspa "Z chujami i zdrajcami nie rozmawiam. Spadaj" Zielona Wyspa "Właśnie tacy jak ty, bękarty żydokomuny, powinny komentować na Onecie lub WP. Tam jest wasze, i twoje miejsce. Właśnie na WP dają teraz popis Polskości takie szuje jak ty, pod wpisem o nowym Godle Rzeczpospolitej zaproponowanym przez polskich górali. Dołącz się do tych komentatorów. Tam wypowiadają się tacy "prawdziwi Polacy", jak ty." Zielona Wyspa Tekst i słowa piosenki Lou Reed - Last Great American Whale The Rip lyrics found at elyricsworld.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura